Do czego nie przywykłam we Włoszech?

we wloszechZa tydzień minie dokładnie dziewięć lat jak mieszkam we włoskim regionie Valle d’Aosta, otoczona najwyższymi górami Europy. Czas leci niesamowicie i co tu dużo pisać, ten mały region praktycznie odizolowany od reszty Włoch, stał się moim domem. Czy pierwszym czy drugim to już nieważne. Pomimo iż minął spory kawałek czasu od mojego przyjazdu, to jest trochę rzeczy do których nadal nie mogę przywyknąć we Włoszech i dziś wam o tym napiszę. Włoska przerwa obiadowa, na którą tak wszyscy narzekają nie jest jedyną rzeczą do której i mi było (i jest) ciężko się przyzwyczaić. 

Zaczynamy!

Nie tylko romantyczne kolacyjki

Po narodzinach córki w końcu miałam tysiąc i jedną wymówkę, żeby nie siedzieć przez kilka godzin przy stole podczas różnych uroczystości. Wiecie, że włoskie biesiadowanie do szybkich nie należy i przyznam się wam, że nawet na własnym ślubie w restauracji nie mogłam wysiedzieć i niecierpliwie czekałam, aż pójdziemy robić zdjęcia.

Trzy przystawki, dwa pierwsze, dwa drugie, w międzyczasie sorbet, potem deser, kawa i likier na dobre trawienie. Maraton tylko dla wytrwałych. Jeszcze jak się trafi sympatyczne towarzystwo to można wytrzymać do dań pierwszych, gorzej jak się trafi ktoś z kim nie mamy za bardzo o czym dyskutować. Po narodzinach córki ten problem zniknął, bo ona też tyle godzin przy stole nie usiedzi, chociaż obserwując inne dzieci w jej wieku (teraz ma 4,5) jest i tak bardzo wytrwała. Procentuje włoska edukacja męża, cóż będzie jej lżej w przyszłości, bo mi jest w tych sytuacjach bardzo ciężko.

Rodzajniki – Rozbójniki

Po włosku mówię chyba nieźle, ale… rodzajników określnych i nieokreślonych przed rzeczownikiem czasami nadal zapominam. Tak po prostu. Zdarza mi się to coraz rzadziej, ale jednak.

Włoskie rodzajniki. Trochę tego jest ;-). Źródło TU.

Włoskie rodzajniki. Trochę tego jest ;-). Źródło TU.

Przerwa obiadowa we Włoszech – jak żyć?

W mojej aktualnej pracy, a pracuję w administracji publicznej, mam dużo lepszą sytuację niż wcześniej. Jeśli pracuję powyżej 6 godzin to mam obowiązek zrobić 30 minutową przerwę. Najczęściej udaje mmi się zmieścić w tym czasie, również kiedy na obiad idę ze znajomymi z pracy. Jednak firmy prywatne mają przerwę obiadową, która trwa czasami nawet dwie godziny! W mojej pierwszej włoskiej pracy pracowałam od 9:00 do 12:30 i od 14:00 do 18:30. Dodam, że również Włosi narzekają na długie przerwy obiadowe, a szczególnie kobiety, które coraz częściej po narodzinach dzieci są zmuszone przejść na część etatu lub w ogóle zrezygnować z pracy. Mit włoskiej rodziny, która zawsze się trzyma razem i pomaga sobie często jest właśnie tylko mitem, szczególnie kiedy młodzi z Południa decydują się na przeprowadzkę na Północ i nie mają wsparacia w instytucji babci! 

Przerwa obiadowa we Włoszech jest często zmorą kobiet!

Przerwa obiadowa we Włoszech jest często zmorą kobiet!

Dotrwać do obiadu na espresso i cornetto

Z tym punktem pomogła mi moja włoska koleżanka, która mi przypomniała, że nie przepadam za włoskim śniadaniem. A pewnie! Kto da radę najeść się małym rogalikiem (zwane croissant lub cornetto) z odrobiną czekolady, dżemu lub kremu? Zdecydowanie wolę śniadania na słono, ale około 7 – 8 rano w barze na próżno szukać kanapek czy kawałków focaccia. Powiecie, że mogę sobie przygotować w domu. A pewnie mogłabym, gdybym nie była wielkim śpiochem i gdyby nie to, że od 6 lat nie jadłam świeżego pieczywa na śniadanie, bo do najbliższego sklepu mam jakiś kilometr i absolutnie nikomu (czytajcie mężowi 😀 ) się nie chce jechać. Pozostaje mi nie narzekać :-).

Typowe śniadanie we Włoszech: kawa espresso i rogalik.

Typowe śniadanie we Włoszech: kawa espresso i rogalik.

Gdzie w tych butach?

Nie mam na myśli gości, bo to oddzielny temat, ale domowników, którzy często chodzą po domu w butach. Chociaż może i w tym temacie coś się zmienia, bo ostatnio sporo jest artykułów na włoskich stronach, które wychwalają pod niebiosa ściąganie butów w domu. Głównie są to jednak strony traktujące o ekologii jak np. TuttoGreen czy Eticamente. Czy Włosi dadzą się przekonać?

NOI-ASPETTIAMO-FUORI-2

Góra myśli o górach

Chociaż lubię miejsce w którym mieszkam, to chyba nigdy nie przywykę do tego, że horyzont ograniczają najwyższe góry w Europie. Jednym słowem dziewczynie znad morza trudno przyzwyczaić się do braku przestrzeni. Szczególnie, że alpinistką nigdy nie zostanę, ale gdyby… to słowa jednego z najwybitniejszych włoskich alpinistów, Waltera Bonatti, na pewno nabrałyby dla mnie innego wymiaru: Chi più alto sale, più lontano vede; chi più lontano vede, più a lungo sogna. Kto wyżej się wspina, ten widzi dalej: kto widzi dalej, ten dłużej marzy.

gory czy morze

To była moja lista rzeczy do których trudno mi przywyknąć we Włoszech! Jeśli tu mieszkacie lub podróżujecie to zapewne macie własną, kto z was się podzieli?

A presto!

Agnieszka 

Jeśli macie jeszcze chwilę to zachęcam do przeczytania wpisu o tym jak nauczyłam się języka włoskiego. Znajdziecie w nim sporo praktycznych wskazówek!

Jak nauczyłam się języka włoskiego

Bookmark the permalink.

37 Comments

  1. Do tych przerw ludzie niby są przyzwyczajeni, ale też narzekają. Mój mąż, podobnie jak Ty, ma obowiązkowo 30 min pauzę (max godzinę), ale sklepy to juz 3h – nie wyobrażam sobie tego.

    Co do butów w domach to obserwuje pewien postęp, ale niektórzy po dotarciu do domu zrzucają jedne buty by wskoczyć w adidasy. Ci co mają parkiet są jakby nieci ostrożniejsi 😉

    p.s. Ja też tęsknię do morza!

    • Agnieszka Stokowiecka

      Pewnie dlatego w sklepach (sieciówkach) pracują same singielki 😉 bez rodziny. Przynajmniej taką tendencję obserwuję w Aoście.
      Jak nie tęsknić do morza :-). Nie da się!

  2. uwielbiam długie przerwy na lunch. Można się najeść, zdrzemnąć i z pełną parą wrócić do pracy 🙂 Nie mieszkam we Włoszech, tylko w Chinach, ale uważam, że długa przerwa regeneracyjna jest jednym z najmądrzejszych wynalazków ludzkości 🙂

    • Agnieszka Stokowiecka

      A ja uważam, że długa przerwa rozwala mi dzien. Wracam po przerwie do pracy na jeszcze 3 czy 4 godziny i już mi się nic nie chce :-). Poza tym mieszkam za daleko (20 minut samochodem) od pracy, żeby jechać do domu, zrobić sobie obiad, siestę i co tam jeszcze.

  3. biesiadowanie wloskie lubie – ale tylko w dobrym towarzystwie! Rodzajniki-moja zmora!chyba nigdy mi to w krew nie wejdzie! albo jestem nadgorliwa, albo zapominam o nich 😀 :D… te 30 minuto na przerwe jeszcze jakos w tlumie przeleci-gorzej jak jest sie samemu… a o buty w domu to walcze!! (raczej ze wzgledow zdrowotnych, niz porzadkowych!) … co do sniadan , to rano odwoze dzieciaki wpadam do sklepu, i ZAWSZE 🙂 (nawet jesli mialoby to byc na stojaco) musze cos zjesc slonego ze swieza „bulka” -pychota!

    • Agnieszka Stokowiecka

      Aniu, no ja obowiązkowo zatrzymuję się w piekarni Sartor, tej na przeciwko stacji benzynowej w Aoście po kanapke, foccacię lub kawałek pizzy :-). Bez tego w życiu nie dotrwałabym do obiadu :-D.

  4. Nie zdążyłem napisać komentarza do ostatniego wpisu (oczywiście wielkie gratulacje za ciężką, dwuletnią blogową pracę, jakże ona piękna i twórcza), a tu znowu ciekawy włoski wpis. Chyba mogę zdradzić, że odwiedzając ostatnio moją przyjaciółkę Włoszkę byłem zaskoczony Jej mieszkaniem. Ona „typowa” Włoszka niezwykle elegancka i wytworna, a w domku lekki bałaganik i wszędzie stosy kartonów z bucikami (tzw. bzik). No cóż. Uczy to dystansu do świata, leczy z naszych polskich kompleksów, przecież najważniejsze to dolce vita. Co do widoków: najważniejszy żywioł za oknem czy to góra czy morze czy rzeka. Obecność natury koi. Proszę więcej zdjęć.

    • Agnieszka Stokowiecka

      Witam Panie Macieju 🙂
      Dziękuję za komentarz i gratulacje. Jakoś idzie mi to blogowanie, raz lepiej raz gorzej, w sensie motywacji, ale staram się.
      Co do dolce vita to przyznam, że i ja wpadłam w pułapkę i zamiast sprzątać wolę np. blogować :-D.
      Obiecuję więcej zdjęć na blogu! Jutro wybieram się na festyn pieczenia chleba i czuję, że to będzie fajna impreza, także będzie relacja i zdjęcia. Jeśli ma Pan konto na instagramie to tam praktycznie codziennie wrzucam aktualny widoczek z Aosty 🙂 https://instagram.com/ciekawaosta/
      Pozdrawiam serdecznie!

  5. Te przerwy faktycznie długie, przez to cały dzień „zmarnowany”….

    • Agnieszka Stokowiecka

      Też tak myslę :-). Dużo mam, które pracują na etacie w prywatnych firmach prędzej czy óźniej przechodzi na part-time. Wcale mnie to nie dziwi.

  6. Nie sądziłam, że i u Was takie biesiadowania bywają. A powiadają, że obżarstwo, to „specjał” południowców 🙂
    Ja chyba nigdy w życiu nie przyzwyczaję się do tutejszych weekendów (w soboty dzieciaki chodzą do szkoły). To jest moja największa zmora… i jak to nazwać dolce vita skoro zawsze i wszędzie w pośpiechu?

    • Agnieszka Stokowiecka

      Aneta, no proszę Cię! Sobota w szkole do południa i wolne popołudnie w środę to jak dla mnie największa porażka! Ale moja córka ma dopiero 4 lata i wszystko jeszcze przede mną. Może jakaś reforma będzie w międzyczasie? Oszczędniej by było w sobotę siedzieć w domu ;-), a teraz się we Włoszech oszczędza na potęgę, to może jest jakaś szansa, że jak nie rozsądek to kasa?

      • Zanim wprowadzą reformy, to moje już skończą szkołę. A tak na marginesie. Moim zdaniem wprowadzenie długiego weekendu (czyli tego normalnego polskiego) mogłoby wiązać się z rozwojem turystyki weekendowej wśród samych mieszkańców. A to mogłoby nakręcać ekonomię… ale ja zawsze myślałam za bardzo indywidualnie 😀

        • Agnieszka Stokowiecka

          Ja myślę podobnie jak ty co do tych weekendów, ale… Ministerstwo Szkolnictwa to niestety nie Ministerstwo Tuystyki! A szkoda, bo naprawdę te soboty są porażkowe. Kto na to w ogóle wpadł?

  7. Jako, że na etacie nie pracuję bo mamy swoją firmę, na przerwę obiadową mogę narzekać tylko od strony klienta i petenta. 😉 Ale z pozostałym punktami się identyfikuję. Chyba najbardziej mi przeszkadza chodzenie po domu w butach. Wielki, włochaty dywan z Polski po prostu zwinęłam w rulon i leży pod łóżkiem. Więc mamy gołe marmury. 😉 Takie życie…

  8. Świetny post 🙂 Nie wiem, do czego sama bym nie przywykła. Pewnie do śniadań na słodko, bo takich zupełnie nie lubię. No i do długich przerw na lunch!

    • Agnieszka Stokowiecka

      Prawda, że to takich rzeczy trudno się przyzwyczaić? Kawałek pizzy u mnie na śniadanie to standard :-). Niezbyt zdrowo, ale cóż…

  9. Ja z twojej listy rodzajniki przerzuciłabym na 1 pozycję.Wciąż nie rozumiem co zmieni fakt iż nie powiem :zobacz jaki fajny jest TEN stół gdy akurat na niego właśnie patrzymy czy podaj mi TĄ łyżkę gdy ewidentnie wskazuję na nią palcem.Ciężko im się domyślić?Czasem do tego stopnia ,że reagują jakby nie rozumieli słowa i wydają z siebie głębokie aaaaa, gdy dodamy przed słowo rodzajnik.No bez przesady.Śniadania na słono to też moje marzenie.Większość znajomych nie może się nadziwić, że chleb w sklepie czy też w piekarni pojawia się najwcześniej o 9 co w zasadzie mija się już z celem jedzenie śniadania po tej godzinie.Zaś na drugi dzień chleb ten jest ta twardy,że zwyczajnie nie zjadliwy.Ehh.Wysiadywanie na rodzinnych czy przyjacielskich obiadkach i kolacyjkach

    • Ehh coś wcisnęłam – dokończę jeśli pozwolisz tutaj.A więc obiadki i kolacyjki.Dla mnie też błogosławieństwem stało się dziecko dzięki któremu mogę się wymigać:)Chodzenie w butach-zaczynam przywykać.Zwłaszcza dlatego,że tu ciągle trzeba na chwilę gdzieś wyskoczyć więc wkładanie i ściąganie butów bywa irytujące-pomijając fakt,że większość dnia i tak spędza się właśnie w pracy.Ale brakuje mi ciągle dywanów w pokojach, na których można było usiąść po turecku i nie odmrozić sobie przy okazji pupy.I jeśli chodzi o morze….maaatko jak mi tego brakuje, a jak bardzo wkurza to,że mieszkając w górach jestem od razu z góry traktowana jak ich największa miłośniczka.Bo przecież mieszkasz tu więc MUSISZ chodzić po górach i jak w ogóle możesz tęsknić za morzem, za domem i za czymkolwiek skoro tu jest tak cudownie.Włosi nie bardzo lubią wytykać nos poza własne cztery katy(oczywiście z wyjątkami) a to sprawia ,że są bardzo ograniczeni myślowo i często złośliwi wobec tych co mają marzenia właśnie.No cóż Aguś pazienza!:)

    • Agnieszka Stokowiecka

      Dziękuję za komentarz, a właściwie za dwa :-). Moja lista była przypadkowa, rodzajniki mogą i być na pierwszym miejscu. Nie napisałam, ale po francusku też mi z rodzajnikami czasami nie jest po drodze. Ja tam za Bałtykiem tęsknię i wcale tego nie ukrywam :-). W pracy wszyscy wiedzą kiedy jadę do polskiego domu, bo widzą, że chodzę nakręcona jak zegarynka. Tęsknie, ale myslę, że to bardziej z sentymentu. Po prostu jak myślę Koszalin to mi się robi miło na sercu :-D. A jak jestem to czas mija po prostu bardzo miło. Alpy też lubię i jak jestem w Polsce to też tęsknie :-D. Taki chyba już mój rozdwojony los. Pozdrawiam serdecznie :-).

  10. Pingback: PROJEKT JESIENNY - Klub Polki na Obczyźnie

  11. Moje dzieci z tego nieściągania butów w domu byłyby przezadowolone 😉 Swoją drogą, co innego nie ściągać butów latem, gdy cały czas człowiek jest na zewnątrz i tylko na drobne chwile wpada do domu, co innego jesień czy zima i nasze polskie warunki pogodowe 🙂
    Drobne śniadanie między 7-8 mi we Włoszech bardzo pasuje, z tym, że rogaliki (nie lubię) zamieniam na bułkę. I obowiązkowo dojadam po dwóch godzinach 😉

  12. Chętnie się z Tobą zamienię, kocham góry a los mnie rzucił nad morze… kocham też I morze… ale góry jednak bardziej.
    Co do długich przerw, mi też na początku były nie na rękę (przez pierwszy miesiąc;), ale później zacząłem je lepiej pożytkować (najczęściej trening lub Relax na plaży), do tego stopnia iż teraz z miłą chęcią bym ją powiększył jeszcze, ale już nie więcej, o godzinkę 🙂
    A…i kwestia pieczywa 🙂
    Nie chcę tu nikogo oceniać, ale … na miłość boską… aż sześć lat??? To nie do pomyślenia. Chociaż na jakąś okazję : urodziny ; imieniny ; rocznicę. Czego w końcu nie robi się dla miłości, w końcu to tylko kilometr. Polecam jogging lub rower, idealny sposób na rozbudzenie się, najlepiej dla wszystkich ;))
    PS. Tak na marginesie, ja przeważnie preferuję słodkie śniadania. Węglowodany złożone to niezastąpione i niepodważalne źródło energii na cały dzień, a wartościowe śniadanie to podstawa prawidłowego funkcjonowania całego organizmu. A tak w ogóle pieczywo jest mało i zdrowe i mało wartościowe, chyba że ciemne, pełnowartościowe.
    Środek idealny? Poranny shake, szybko, zdrowo, mega wygodnie i mnóstwo kombinacji. Na słono również 😉
    …a poranną kawę proponuję zamienić na świeży sok z granata – daje większego kopa niż kawa. Jak nie wystarczy to z dodatkiem starej na proszek guarany, ale tylko w 100% czystej z Ameryki Południowej. Uwierz mi na słowo, w końcu żywienie człowieka to mój zawód 😉 Pozdrawiam serdecznie

    • Agnieszka Stokowiecka

      Michale, przede wszystkim witam u siebie na blogu 🙂 i dziękuję za komentarz.
      Co do śniadań to bez kawy sobie nie wyobrażam, ale… wielu rzeczy sobie nie wyobrażałam, a teraz mam lub nie mam i dalej żyję ;-). Spróbuję z sokiem z granata, pewnie w moim ulubionym sklepie biologicznym takie cudo będą mieć.
      Co do pieczywa to ostatnio nie jadam prawie wcale, a i oduczyłam się jadania kanapek we Włoszech, za to jak jadę do Polski to na śniadanie są obowiązkowe.
      Gdybym pracowała blisko plaży to moja przerwa mogłaby trwać i 3 godziny ;-), nie obraziłabym się wcale. Z pracy mam w sumie niedaleko (5 minut) samochodem do parku, ale… logistyka życia nie pozwala mi za bardzo na dolce vita italiana.
      A maż nawet przed ślubem nie przynosił mi pieczywa :-D. Kurcze no!

  13. Co kraj, to obyczaj…
    Witam! Mieszkam we Włoszech od prawie 16 lat i do wielu rzeczy już się przyzwyczaiłam.
    1. Biesiadowanie: nasiadówki opisywane powyżej to tylko w przypadku dużych uroczystości (wesele, chrzest, komunia, itp.), normalnie jemy albo samo pierwsze danie, samo drugie, albo przystawki i pierwsze lub drugie. Oczywiście, że kolacja ze znajomymi się przeciąga, bo w grupie dłużej schodzi nawet złożenie zamówienia 😉 (zdjęcia w dzień ślubu robiliśmy przed obiadem ;))
    2. Rodzajniki? czasem może zapomnę, ale nie mam z tym problemu (wcześniej opanowałam bardzo dobrze francuski, tam to dopiero nie ma zmiłuj!) Cóż, dla nas rodzajniki to jak dla Włochów przypadki: co za różnica, czy powiem ja chcę ta książka, czy ja chcę tę książkę, przecież rozumiesz?!
    3. Mnie się przerwa obiadowa podoba, przynajmniej je się o przyzwoitej godzinie, nie jak w Polsce (obiad o 16 i kolacja o 19…), szkoda, że mąż ma tylko godzinę przerwy i nie zdąży przyjechać na obiad do domu.
    4. Do śniadania się przyzwyczaiłam. Tzn. wytrzymam do obiadu „na rogaliku” i herbacie (kawa z rana budzi mój żywiołowy sprzeciw), a często jem coś słonego (dzieci nauczyły się od mamusi). Świeżego pieczywa na śniadanie nie jadłam prawie nigdy, nawet w Polsce, do mojej wsi świeży chleb docierał koło południa.
    5. Problemu z butami do tej pory nie zauważyłam! Oświeciłyście mnie dopiero teraz. Mój syn ma kolegę, rodowitego Włocha, który, kiedy do nas przychodzi, buty zdejmuje i zostawia na wycieraczce na klatce schodowej! Śmieję się z niego, ale tak jest nauczony.

    Ja nie przywyknę za to do szkoły w sobotę i zadań na wakacje, ale co zrobić? Dawno temu moi rodzice też chodzili do szkoły w sobotę.

    Ale te zeszyty ćwiczeń to naprawdę przegięcie!!!
    Pozdrawiam z okolic Bolonii 🙂

    • Agnieszka Stokowiecka

      Pewnie im dłużej się jest tym bardziej się można przyzwyczaić, uznać za „swoje” pewne rzeczy. Ja mam sporo takich, do których do tej pory nie przywykłam też w Polsce :-). Co do soboty w szkole to myslę, że to prawdziwe szaleństwo! A książki z zadaniami na wakacje już widziałam u znajomych i to też dla mnie jest nietypowe, chociaż ja w podstawówce latm czytałam sobie część lektur, ale to przecież nie to samo!

  14. Przerwa obiadowa to koszmar. Zwłaszcza, jeśli obowiązuje też w szkołach i przedszkolach. Teraz to już na szczęście poza mną. W Holandii szkoły właśnie przechodzą na system bez przerwy, ale jeszcze 2 lata temu trzeba było odbierać dzieciaki na godzinę o 12. Pomijając sam bezsens tej przerwy, godzina to niewiele czasu na dojechanie do domu, zjedzenie kanapek i odwózkę z powrotem. Jak się nie miało możliwości odebrać dzieciaków, trzeba było płacić za nędzną opiekę. Wcześniej mieszkałam w Bawarii, gdzie też wszystkie prawie firmy robiły sobie przerwę od 12:30 do 14:30. Wszystkie – tzn. przedszkola też. Masakra!

    Z butami też mamy w Holandii pewien problem. Większość ludzi nie zdejmuje ich wchodząc do domu. Nie było by to takie straszne, bo Holendrzy żyją na parterze przez cały dzień. Ale niestety większość zdejmuje buty dopiero wieczorem … w sypialni. A dzieciaki w swoich pokojach. A że tu chłodno i wilgotno i prawie przez cały rok chodzi się w kozaczkach, latem na gołą nogę, nie muszę Wam mówić, jaki te buty rozsiewają aromat!:)

    • Agnieszka Stokowiecka

      U nas też można odebrać dziecko już z przedszkola na przerwę obiadową. Jeśli nie odbierasz to siedzi od 8 do 17, jesli odbierasz to wychodzi o 12 i może (ale nie musi) wrócić o 14. Obiady są oczywiście płatne (i to niemało, bo u mnie w przedszkolu za moją 4 latkę płatę 6,90 euro!), także kto akurat nie pracuje to oczywiście zabiera na obiad. Godzina to jednak rzeczywiście mało. Nie wiedziałam, że w Holandii też mieli taki system.
      Z butami u Ciebie to chyba gorzej niż u mnie :-D. Pozdrawiam.

  15. bardzo podoba mi się Twój wpis. Takie lekkie grzeszki wyliczasz, cos co nie obraziłoby nikogo.
    Irlandczycy tez tak biesiduja ale ja to lubie. To takie celebrowanie bycia razem, spedzanie czasu nad dobrym jedzeniem i rozmowach.

    • Agnieszka Stokowiecka

      Dziękuję Kasiu. Takie grzeszki wymieniłam, bo ja bardzo lubię Włochy :-). I nawet te grzeszki jak pomyślę dłużej to nie są jakieś straszne i da się przyzwyczaić 😀 .

  16. Zdecydowanie też nie najadłabym się rogalikiem z dżemem..:) także śniadań nie zazdroszczę! a te buty… czy im tak wygodnie? ja po całym dniu w butach pozbywam się ich jak najszybciej jak docieram do domu. I powiedz mi, jak utrzymujesz figurę z takim obrzędem biesiadowania??:PP

    • Agnieszka Stokowiecka

      Nie wiem czy im wygodniej w tych butach, może to dlatego, że we włoskich domach (nie w miejskich blokach) często się wchodzi z dworu praktycznie do kuchni, a to takie przechodnie miejsce gdzie leżą najczęściej płytki lub kammień na podłodze. Dywany nigdy! Ja chyba nie mam problemów z linią, nie biesiaduję, bo nie lubię za bardzo się objadać jednorazowo, za to mam problem przywieziony z Polski, czyli podjadanie :-D.

      • O widzisz, być może dlatego wchodzą w butach. Gdzieś pozostałości z tego, co było kiedyś. U babci na wsi też tak naprawde w kuchni chodziło się w butach, bo podloga była niemal kamienna, dopiero dalej w pokojach leżały dywany i koniecznie trzeba było ściągnąć buty.:) podjadanie jest bardzo zgubne:P

  17. Wpadłem tu do Ciebie dziś zupełnym przypadkiem, ale po lekturze widzę, że pomimo upływu czasu to we Włoszech się niewiele zmieniło…. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *