Val d’Ayas i Aroula. Dzień jak nie co dzień

Szlak prowadzący do jednej z najwyżej położonych i nadal zamieszkanych wiosek w Europie, Cuneaz 2057 m n.p.m.

Szlak prowadzący do jednej z najwyżej położonych i nadal zamieszkanych wiosek w Europie, Cuneaz 2057 m n.p.m.

Ostatnie dni lata były niezwykle ciepłe. Przepiękne słońce grzało tak mocno, że trudno mi było uwierzyć w nadchodzącą jesień. Gdzieś tam czułam żal, że to koniec wypadów w wysokie góry, także ostatni weekend wykorzystaliśmy calusieńki. Już dawno nie było tak wysoko i tak aktywnie. Sobota na wysokości 2043 m n.p.m., a niedziela na 2057. Zawsze twierdziłam, że prędzej czy później uda mi się zdobyć jakiś czterotysięcznik, na raty też chyba się liczy, jak myslicie?

Zacznę jednak od końca, czyli od niedzieli. Od dawna planowałam wybrać się do Val d’Ayas, u stóp masywu Monte Rosa, ale ponieważ jest to dolina oddalona od mojej o ponad godzinę drogi, to zawsze coś mi stawało na przeszkodzie. Dobra, przyznam się, że głównie poranne lenistwo, bo żeby tam dojechać o przyzwoitej godzinie, to trzeba wstać dosyć wcześnie ;-).

Jednak, ostatnia niedziela lata należała do Champoluc! Myślę, że zmotywowała mnie działająca kolejka górska na trasie Champoluc-Crest i zapowiedź pieknej pogody. O nie, takiej okazji nie przepuszczę!

Z tą kolejką to też jest ciekawosta! Generalnie jesteśmy już po sezonie letnim i wszystkie wyciągi górskie są zamknięte (poza Skyway na Punta Helbronner oczywiście, ale czy to dziwi?). Sezon się skończył, trwają prace konserwacyjne przed sezonem zimowym, ale ta kolejka działa od jakiegoś czasu na podobnej zasadzie co ta prowadząca do Chamois. Została uznana za transport publiczny, co gwarantuje jej wieczne funkcjonowanie i brak przestoju pomiędzy sezonami.

Wagoniki kolejki prowadzącej z Champoluc do Crest (2000 m n.p.m.)

Jedziemy!

Niedziela jest tylko dla nas dwóch. Dla mnie i dla mojej córki. Pakuję plecak, kurtki (na wysokości nigdy nic nie wiadomo), zapominam o kremie przeciwsłonecznym i okularach, chociaż wam ciągle przypominam i wyruszamy około 8:30 z domu. Dosyć późno, ale i tak myślałam, że będzie gorzej. Do Ayas można dojechać albo przez Col de Joux, w Saint-Vincent albo przez miejscowość Verres. Decyduję jechać przez Verres. Widoki są wspaniałe. Mijam malownicze wioski w Challand-Saint-Victor i Challand-Saint-Anseleme oraz Brusson. Pniemy się ku górze, miejscami w oddali na masywie Monte Rosa widać już śnieg! I to całkiem sporo! Na szczęście tam gdzie my jedziemy jest jeszcze zielono i letnio! Tego mi, nam potrzeba. Odrobiny lata, słońca i przygody :-).

Dojeżdzamy na miejsce, kupuję 2 bilety (8 euro w dwie strony za dorosłą osobę, dziecko gratis) i wskakujemy do wagonika. Podróż jest szybka, za to pełna wspaniałych widoków rozpościerających się na Dolinę Ayas. Niecale 5 minut i już jesteśmy na górze!

Widok na Doline Ayas z wagonika kolejki.

Widok na Val d’Ayas z wagonika kolejki.

Poza sezonem kolejka kursuje z przerwami: od 8:00 do 11:50 i potem od 14:30 do 17:00. Warto o tym pamiętać, jak również ewentualnie zaopatrzyć się w prowiant, gdyż na miejscu (Crest), poza sezonem wszystko jest zamknięte. Za to w sezonie letnim czy zimowym to miejsce tętni życiem! Jakoś mi nie szkoda, że jesteśmy tu poza sezonem.

Po wyjściu z kolejki czeka na nas niespodzianka. Leżak 🙂 oraz taki piekny widok. Czekała na nas również cisza, spokój i ciepłe, wrześniowe słońce. Jak fajnie spotkać ich wszystkich razem :-).

Widok na masyw Monte Rosa po wyjściu z kolejki. Leżak niestety musi poczekać na lepsze czasy :-).

Widok na masyw Monte Rosa po wyjściu z kolejki. Leżak niestety musi poczekać na lepsze czasy :-).

Na miejscu szybko odkrywamy, że jedyne miejsce gdzie możemy zjeść obiad to schronisko Aroula, oddalone o jakiś kilometr. Czeka nas krótki trekking. Ruszamy! W końcu obiecałam, że na obiad będzie polenta i salsiccia :-).

Na szlaku spotykamy rodzinę z Turynu, która tak jak my postanowiła spędzić niedzielę w wysokich górach. Trasa do schroniska mija nam na rozmowie. Kolejny raz potwierdza się, że w górach bardzo szybko zawiera się znajomości. Wspólny szlak, wspólny cel, tematów do rozmowy wcale nie trzeba szukać, same się nasuwają. Po niecałych 30 minutach jesteśmy na miejscu, na wysokości 2000 m n.p.m., tuż obok wioski Cuneaz, jednej z najwyżej położonych wiosek w Europie. O samej wiosce napiszę wam jednak następnym razem :-), bo warto poświęcić temu malowniczem miejscu oddzielny wpis.

Trasa w kierunku schroniska Aroula.

Trasa w kierunku schroniska Aroula.

Schronisko od razu przypada mi do gustu! Wymarzone miejsce na relaks, na ucieczkę, chociażby chwilową, od codzienności. Kto w takiej scenerii odważy się myśleć czy rozmawiac o problemach? Nie da się! Po prostu się nie da. Nikt nie wyciąga telefonu! I to nie tylko dlatego, że nie ma zasięgu. Za to ja w oczekiwaniu na naszą polentę wyciągam moją kolorowankę (tak, tak moją :-), kredki i zabieramy się za rysowanie.

Schronisko Aroula, otwarte praktycznie cały rok.

Schronisko Aroula, otwarte praktycznie cały rok. Domy to już mała wioska Cuneaz.

Czekamy i rysujemy :-).

Czekamy i rysujemy :-).

Nadchodzą nasze dania: polenta i salsiccia (polenta z kiełbaskami) dla A., a dla mnie polenta z prawdziwkami. Prawdziwa pychota! Latem to miejsce jest na pewno oblegane i pewnie trzeba rezerwować, ale we wrześniu, chociaż wszystkie stoliki się zapełniły, to właściciele dali radę :-). Mają też sporo miejsca wewnątrz oraz dla bardzo strudzonych lub tych, którzy zdecydują się nie wracać do doliny, również pokoje. Kuchnia palce lizać!

Polenta z prawdziwkami. Pycha!

Polenta z prawdziwkami. Pycha!

Po obiedzie wyruszamy dalej, chociaż przyznaję, że najchętniej zajęłabym leżak, wystawiła buzię do słońca, zamknęła oczy i …. domyślacie się :-D?

Telefon nie ma zasięgu. Jak żyć? TAK ŻYĆ! :-).

Telefon nie ma zasięgu. Jak żyć? TAK ŻYĆ! :-).

Przechodzimy przez wspomnianą wioskę Cuneaz, wchodzimy na szlak i idziemy po prostu przed siebie. Idziemy również przywitać krowy i sprawdzić czy woda w potoku jest tak zimna jak myślimy. Jest bardzo zimna. Ten widok mnie absolutnie zauroczył. Gdzies wysoko w Alpach, obok potoku, obok praktycznie opuszczonej rudery suszy się pranie.

Przybyć i zostać :-).

Przybyć i zostać :-).

Po niedługim trekkingu czas wracać. Nie mam wcale ochoty. Słońce nadal stoi wysoko, jest przyjemnie ciepło i w sumie nie czujemy się zmęczone, ale czeka nas powrotna droga, a to spory kawałek. Wracamy tą samą trasą, ponownie mijamy pasące się na hali krowy, malowniczą wioskę i turystów, którzy również wracają (dużo żwawszym krokiem od naszego).

Krowy nada wypasaja się wysoko. Tradycyjne zejścia bydła do doliny, zwane desarpa, odbywa się 29 września.

Krowy nada wypasaja się wysoko. Tradycyjne zejścia bydła do doliny, zwane desarpa, odbywa się 29 września.

Szlak Crest w Ayas.

Szlak Crest w Ayas.

Do wagonika wsiadamy z rodzinką z Turynu, a zanim to się stało dziewczyny skonsolidowały znajomość na placu zabaw. Dobrze przeczytaliście, na wysokości ponad 2000 m też są takie uciechy dla dzieciaków. Plac był dosyć oblegany, dzieciaki na huśtawkach, dorośli na leżakach lub trawie z buzią wystawioną do słońca.

Po dniu spędzonym na trekkingu wszyscy mja ochotę na chwilę relaksu i odpoczynku.

Po dniu spędzonym na trekkingu wszyscy maja ochotę na chwilę relaksu i odpoczynku.

Wracamy przez Col de Joux, a co! Droga jest bardziej kręta, ale za to serwuje nam taki widok na Dolinę Aosty. Generalnie to wybierając się do Val d’Ayas polecam pojechać jedną trasą (przez Verres) i wrócić drugą (przez Col de Joux).

Widok na Valle d'Aosta z Col de Joux w Saint-Vincent.

Widok na Valle d’Aosta z Col de Joux w Saint-Vincent.

Jadąc samochodem obiecuję sobie, że jeśli tylko pogoda dopisze to w przyszły weekend wybierzemy się do Brusson, wioski położonej obok Ayas, która jest również bardzo malownicza, a poza sezonem nadal tętni życiem i oferuje sporo ciekawych atrakcji. Co prawda kalendarzowe i astronomiczne lato już się skończyło, a jesień rozpycha się zabierając coraz większą częśc dnia, ale mam zamiar wycisnąć z jesiennych dni tyle słońca i niebieskiego nieba ile się da :-).

Pamiętacie mój wpis o tym czy Alpy we wrześniu to dobry pomysł? Spójrzcie na to błękitne niebo, na zieloną jeszcze trawę, na puste szlaki i otaczającą naturę, która zdaje się krzyczeć „Zrelaksuj się!”. Czy macie jeszcze wątpliwości co do tego czy warto we wrześniu przyjechać do Valle d’Aosta?

 

Bookmark the permalink.

19 Comments

  1. Najważniejsze – polenta narobiła mi apetytu. 🙂 A teraz o tych tam górkach … 😉 Góry poza sezonem są nadal piękne. Pogoda jak widze dopisuje. I cała jedna rodzina z Turynu ! Jeszcze na początku września do wagonika ,,pchały” by się co najmniej 3. Na wstępie nastawiłaś mnie tą ,,wczesną porą” na max 7. Zdjecia wschód słońca, panorama …. A 8:30 – pora spóźnialskich na pierwszą lekcję. 😀 😉

    • Agnieszka Stokowiecka

      Wiesz, u mnie w domu 8:30 w niedzielę, to jest jak najbardziej wczesna pora :-D. Ale fakt, wschodu słońca szkoda. Następnym razem. Polenta była przepyszna, wiem, że to nie to samo, ale myślę, że i w Polsce mozna ją znaleźć, także może spróbuj? Jak coś to mam przepis na tzw. Polenta concia, czyli zapiekana z serem i masłem. Nie jest dietetyczna, ale palce lizać :-).

  2. cudne widoki! i jak tu nie kochać gór? 😉

  3. Pingback: Czy Alpy we wrześniu są dla was? | CiekawAOSTA

  4. Mam piękne wspomnienia z Aosty z 2009…. A tymi zdjęciami i opowieścią bardzo pomoglas w wyborze kierunku kolejnych wakacji. Dzięki!!!!! 🙂

    • Agnieszka Stokowiecka

      Ola, z tego co pamiętam to było w 2007 roku :-p. Mam nadzieję, że ponownie zawitacie do Valle d’Aosta. Pozdrawiam.

  5. Super wyjazd. Ja po cichu czekam aż Hubo podrosnie i bez wyrzutów sumienia będę mogła sobie gdzieś pojechać tylko z Hanka. I na bank to będą góry. Zapisuje do listy pomysłów na weekend

    • Agnieszka Stokowiecka

      Taki wypad we dwie na pewno dobrze wam zrobi :-), w końcu relacje miedzy dziewczynami w rodzinie trzeba pielęgnować. Pozdrawiam.

  6. Uwielbiam góry! Pierwszy raz od wielu lat pojechałam w tym roku na wczasy w polskie góry z rodzicami. Ja i rodzice byliśmy w siódmym niebie.

    • Agnieszka Stokowiecka

      Góry mają to do siebie, że gdziekolwiek człowiek nie pojedzie to zawsze wraca zadowolony. Cisza, spokój, szlak górski, czego można chcieć więcej?

  7. Agnieszka jak ja Ci zazdroszcze takiego weekendu w gorach na codzien ha ha ha Przy okazji chciałam Ci powiedzieć,że bardzo cenię Twojego bloga i pracę, jaką w niego wkładasz i dlatego nominowałam Cię do Liebster Award. Pozdrawiam serdecznie Beata

  8. Ależ bym uciekła razem z Tobą. Pozasezonowe wakacje uwielbiam z wielu powodów: i za brak tłumów, i za niskie ceny. Niestety dla mnie ten okres jest tylko marzeniem.

    • Agnieszka Stokowiecka

      Za to u siebie po sezonie też masz fajnie. Może kiedyś jednak uda ci się wybrać również w Alpy po sezonie! Tego życzę :-).

  9. Widoki pierwsza klasa! Świetna wycieczka. Tam u Was macie czyste piękno na wyciągnięcie ręki 🙂
    O.

  10. Uwielbiam takie miejsca – bez zasięgu, ciche, spokojne, blisko natury! Cudne widoki, słonko i od razu człowiek lepiej się czuje. Jedzonko też wygląda zachęcająco, także jak to mówią – żyć nie umierać 😉

  11. A co się w takiej najwyżej położonej wiosce robi? Chyba nie uprawia kapusty?

  12. Pingback: Czy w Alpach da się mieszkać cały rok? | CiekawAOSTA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *