Miejsce o którym bloguję jest aktualnie moim domem, co ma swoje plusy i minusy oczywiście też. Minusem jest to, że często nie potrafię spojrzeć na region Valle d’Aosta oczami turystki, ale za to mam możliwość powracać do widzinych już miejsc wielokrotnie i odkrywać je na nowo. Niby banał, ale… mogę powoli rozkoszować się każdym skrawkiem doliny, nie martwiąc się, że to może po raz ostatni. Nawet jak nie uda mi się wszystkiego zobaczyć za pierwszym razem lub na miejscu odkryję, że jest jeszcze coś ciekawego do zobaczenia, ale czas nie pozwala na zwiedzanie, to nigdy się nie martwię. Wpisuję na swoją listę „do ponownego zobaczenia” i wracam :-).
Tak było i jest z jeziorem Lexert w Bionaz. O samym jeziorze, które po raz pierwszy odkryłam w zeszłym roku pisałam tutaj. To było we wrześniu 2014 roku na pikniku nad jeziorem z moją córką i jej już prawie byłą tata familiare (rodzaj opiekunki domowego żlobka) i kilkorgiem innych dzieci, kompanów zabaw mojej latorośli, których wkrótce miała opuścić już na zawsze, bowiem obowiązek przedszkolny wzywał. Do dziś pamiętam emocje związane z łapaniem żab w jeziorze, pyszny obiad na kocu, jeszcze ciepłe słońce i myśli, że czas tak szybko leci.
W tym roku wróciłam już dwukrotnie nad Lexert i na pewno wrócę jeszcze, bo za każdym razem okazuje się, że ta mała wioska, zdawałoby się, w sumie mało ciekawa, kryje w sobie dużo interesujących miejsc.
W ostatni weekend byliśmy na imprezie podczas której odbywały się pokazy psów Terranowa, wyszkolonych do ratowania tonących. Przyznaję, że nigdy nie widziałam prawdziwej akcji na żywo, ale już taka pokazowa zrobiła na mnie duże wrażenie. Może i nie pisałabym o tym, ale wyszły z tego dnia ciekawe zdjęcia oraz krótki filmik i postanowiłam się podzielić :-).
Tutaj filmik z jednej z pokazowych akcji.
Dodatkowo na imprezie zorganizowano mały jarmark z rękodziełem i się zaopatrzyłyśmy w kominiarki na zimę :-). W końcu wiadomo, że lato nie trwa wiecznie, a zima w Alpach potrafi trwać i trwać. Pamiętajcie, że na większości imprez znajdziecie stoiska z wyrobami z Doliny Aosty i warto się im przyjrzeć, wbrew pozorom ceny nie są wysokie, a można przywieźć do domu pożyteczną pamiątkę (kominiarka zrobiona na drutach kosztowała 15 euro).
W międzyczasie, żeby uciec trochę od tłumów postanowłam w końcu wspiąć się na mały taras widokowy, z którego można podziwiać Cervino (Matterhorn). Wiecie już jakie mam szczęście do zachmurzonego nieba, więc oczywiście na zdjęciu mało co widać, ale przez lunetę (bezpłana) szczyt Cervino był widoczny jak na dłoni.
Dojście do tarasu jest niezwykle proste, nie da się jednak dość z wózkiem. Od jeziora to jakieś 300 m w górę krętą i kamienistą drogą, ale naprawdę warto.
W okolicy jeziora są też wodospady (cascate), ale tych jeszcze nie widziałam, cóż mam powód do powrotu. A w samej wiosce Bionaz znajdziecie również gospodarstwo agroturystyczne, które produkuje kozie sery i po uprzednim umówieniu się można je zwiedzić i zobaczyć jak to wygląda z bliska. Jestem z nimi w kontakcie, bo planuję wizytę jeszcze tego lata, chociaż przyznaję, że za kozimi serami nie przepadam szczególnie. Ciekawi mnie jednak gospodarstwo i proces produkcji, także na pewno tam dotrę, a później wam opiszę :-).
Czy wy również lubicie powracać do znanych wam już miejsc i odkrywać je na nowo lub odkrywać powoli czy raczej raz, a do oporu i potem dalej?
śliczne miejsce, a powroty w te same miejsca są cudowne! Sama tak robię, u siebie – w Szkocji 🙂
O Szkocji słyszałam dużo dobrego, mam znajomych, którzy już tam kilka razy wracali i to latem, także Szkocja musi w sobie mieć dużo uroku :-).
Ale z ciebie szczesciara, ze mozesz mieszkac w takim miejscu! Nigdy chyba nie slyszalam o rasie Terranova, ale pieski wydaja sie byc urocze – takie wodolazy:)
A mogłaś nie słyszeć, bo ja poszłam na skróty i po włosku napisałam, a to przecież rasa Nowofundland :-D. Gapa ze mnie!
Słyszałam na filmiku, że córka była bardzo zainteresowana 🙂 Myślę, że dla mojego syna również byłoby to bardzo ciekawe zobaczyć taki pokaz na żywo 🙂 A widok na góry cudny !
Podobało się jej, chociaż boi się dużych psób, a takie terranova to jak małe misie :-D. Dla dzieci mimo wszystko to była super atrakcja.
Sądzę, że każde miejsce można zawsze odkryć na nowo. Wystarczy chcieć ponownie spojrzeć np pod innym kątem albo “innymi oczami”, choć nie jest to łatwe. A powroty w takie miejsca, już odwiedzone, mogą zweryfikować nasze pierwsze wrażenia z poprzedniego pobytu i poprawić je 🙂
Ja najczęściej wracam, bo albo miejsce uwielbiam, chociaż znam jak własną kieszeń, albo po prostu nie wszytko zwiedziłam i mnie tam ciągnie :-).
Modelka ze zdjęcia z kominiarką jest do schrupania :))!
A propos kozich serów, to chyba będzie moje kulinarne odkrycie tego lata. Jadłam do tej pory ze 2 rodzaje (jeden we Francji, a drugi w Szkocji) i przepadłam ;). Marzy mi się jeszcze spróbowanie jogurtu i mleka, chociaż z tym może być kiepsko, bo podobno bardzo pachną kozą ;).
Co do zwiedzania znanych kątów – zrób sobie na blogu kiedyś cykl 4 pory roku w miejscowości/nad jeziorem X itp. Byłoby ciekawie zobaczyć te same miejsca w różnych kolorach ;).
W imieniu córki dziękuję za komplement :-). Właśnie to gosporarstwo w bionaz robi też jogurty, ale aż się boję spróbować, może jednak się skuszę, żeby na pewno wiedzieć, że nie lubię :-D. Jesteś genialna z tymi 4 porami roku. Akurat jezioro Bionaz jest przepięknie ulokowane i w sumie mam niedaleko, także na taki cykl jak znalazł. Lato już mam uwiecznione jakby co :-).
wspaniałe zdjęcia i relacja 🙂 uwielbiam wracać na ‘stare śmieci’ 🙂 zawsze można zobaczyć i zapamiętać coś nowego 😉
Dziękuję. Tak stare miejsca mogą okazać się bardzo nowe :-).
Oj, zazdroszczę Ci tej Aosty, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo :).
A najbardziej podoba mi się ta kominiarka. Sama ją zrobiłaś?
Sabina przeceniasz mnie :-D, ja i druty? Hahaha. Zakupiona za 15 euro ;-).
Fajny artykuł 🙂 Nigdy nie widziałam na żywo takiej akcji! Kominiarka na zimę. Twojej produkcji 🙂 ?
A gdzie tam :-), 15 euro i była moja.
To jest rzeczywiście komfort, że nie musisz się nigdzie spieszyć ze zwiedzaniem i możesz odkrywać powoli region, w którym żyjesz! Obyś tylko nie popadła w rutynę! Pozdrawiam ciepło, Marta
Marto masz rację, na rutynę muszę uważać, bo jak polubię jakieś miejsce to chętnie wracam, a wiadomo, że po jakimś czasie to mimo wszystko mało odkrywcze :-). Staram się i odkrywać i nie spieszyć, mam nadzieję, że coś z tego wychodzi :-).